-

zw

Czy Osama bin Laden był wyznawcą kultu brytyjskiego generała?

Richardson Nicholson, urzędnik Kompanii Wschodnioindyjskiej z rodziny pochodzącej z Irlandii Północnej, był w pierwszej połowie XIX wieku nadzorcą pól makowych w Indiach, wykorzystywanych do produkcji opium przeznaczonego dla Chin. W niewielkim forcie trzymał pieniądze na zaliczki dla hinduskich rolników, które miały gwarantować, że pól makowych będzie jak najwięcej. Posada ta dawała możliwość zgromadzenia niezłego majątku i trudno się dziwić, że bratanek Richardsona Nicholsona - urodzony w Dublinie John Nicholson także wybrał karierę w Indiach. Obaj spotkali się w 1839 roku w Benares (obecnie Waranasi), kiedy to świeżo przybyły do Indii John udawał się w rejony zamieszkane przez Sikhów, gdzie miał zacząć służbę wojskową.

John Nicholson miał wkrótce wziąć udział w wojnie afgańskiej, która umożliwiła mu szybki awans w strukturach armii brytyjskiej, ale zdaniem wielu równocześnie zmieniła go w sadystycznego "imperialnego psychopatę". John od tego czasu uznawał mieszkańców Afganistanu za szczególnie zasługujących na pogardę. Miało to na pewno związek z tym, że podczas wojny znalazł pewnego dnia zwłoki swojego brata zmasakrowane i pohańbione przez Afgańczyków. Był ponadto przez pewien czas ich jeńcem w Ghazni. Dotychczas gorliwy protestant, pod wpływem pobytu w Azji Nicholson odszedł od praktykowania religii. Brutalność, z jaką mścił się nie tylko na Afgańczykach, ale także na Hindusach, którzy ośmielili się zbuntować przeciwko brytyjskiemu panowaniu powodowała, że był przez wielu znienawidzony. Ale te same cechy zapewniły mu respekt u części miejscowej ludności. A nawet znaleźli się tacy, którzy Nicholsonowi oddawali boską cześć. Opublikowana ponad 100 lat temu "Złota gałąź" Jamesa Frazera w ten sposób opisywała ten kult:

"Istniała na przykład w Pendżabie sekta, która czciła bóstwo zwane Nikkal Sen. Owym Nikkal Senem nie był nikt inny, jak słynny generał Nicholson i żadne zarządzenia ani perswazje generała nie mogły zmniejszyć gorliwości jego wielbicieli. Im surowsze stosował kary, tym większą religijną czcią był otaczany."

Kiedy Frazer pisał swoją książkę, Nicholson mógł być nadal określany jako słynny. Był jednym z bohaterów Imperium Brytyjskiego. Krążyły o nim różne opowieści, na przykład, jak w pojedynkę szukał jakiegoś lokalnego watażki-bandyty, a następnie dopadł go w jego rodzinnej wsi i zabił na oczach rodziny, po czym odciął głowę i umieścił na postrach we własnym biurze. Innym razem kiedy pewien zajęty własnymi sprawami imam nie pozdrowił Nicholsona, ten ostatni miał własnoręcznie obciąć mu brodę, co jak wiadomo jest dla muzułmanina wielką zniewagą. Nicholson wydał ponadto rozkaz, aby każdy Azjata jadący konno i napotykający Anglika zsiadał z konia, aby pozdrowić Anglika. Nie stwarzał jakichkolwiek pozorów, że reprezentuje rządy prawa. Podczas pacyfikacji zbuntowanych obszarów skazywał na śmierć domniemanych buntowników tylko na podstawie własnej intuicji - na podstawie wyglądu oceniał, kto jest buntownikiem, a kto nie. Kiedy odkryto truciznę w jedzeniu przeznaczonym dla Anglików, bez sądu powiesił wszystkich kucharzy. Respekt Azjatów dla Nicholsona wiązał się częściowo ze strachem, jaki budził, ale krążyły też na jego temat opowieści podkreślające jego sprawiedliwość i obronę biednych przed bogatymi. Nicholson zgromadził wokół siebie oddział kawalerzystów pochodzących z okolic miasta Multan w dzisiejszym Pakistanie. Był dla swoich żołnierzy bardzo surowy, ale sam też się nie oszczędzał, znosząc różne trudy wraz z nimi. Nicholson zdobył szczególną sławę, kiedy w roku 1857, podczas hinduskiej rebelii przyprowadził swoje oddziały pod mury miasta Delhi opanowanego przez powstańców i obleganego przez Brytyjczyków. Po wsparciu przez wojska Nicholsona i po dotarciu ciężkiej artylerii Brytyjczycy mogli podjąć szturm. Moment ataku zapewne celowo wyznaczono na ranek 14 września. Dzień wcześniej podczas anglikańskich nabożeństw czytano fragment z Księgi Nahuma na temat Niniwy: "Biada miastu krwawemu! Całe kłamliwe i grabieży pełne i nie ustaje rabunek. Trzask biczów i głos turkotu kół i konie galopujące i szybko jadące rydwany. Jeźdzcy szturmujący, i połysk mieczy i lśnienie oszczepów. I mnóstwo poległych i moc trupów i bez końca ciał martwych... Tak, że o zwłoki ich się potykają."

Armia brytyjska w Indiach co prawda składała się głównie z hinduistów i muzułmanów, ale korpus oficerski mógł się czuć zmotywowany tymi słowami do dokonania rzezi w Delhi, w ramach zemsty za Anglików zabitych przez powstańców. Przed szturmem dowództwo brytyjskie zaleciło, aby rannych żołnierzy pozostawiano tam, gdzie upadli. Oczywiście życie hinduskich, czy muzułmańskich żołnierzy nie znaczyło dla Anglików wiele. W przypadku, kiedy rannym był Brytyjczyk, możliwe było odstępstwo od tej reguły. Tak było w przypadku Johna Nicholsona, który został postrzelony przez jednego z powstańców. Frederick Roberts, późniejszy marszałek i głównowodzący armii brytyjskiej zobaczył wykrwawiającego się Nicholsona i postanowił zorganizować przetransportowanie rannego do szpitala polowego. Roberts tak o tym pisał w swoich wspomnieniach: "Widok tego wielkiego człowieka leżącego bezradnie i bliskiego śmierci to było więcej, niż mogłem znieść. Codziennie wokół mnie ginęli inni mężczyźni, obok mnie ginęli przyjaciele i towarzysze, ale nigdy nie czułem się tak, jak wtedy. Wydawało mi się, że stracić Nicholsona, to znaczy stracić wszystko. Rozglądałem się za tragarzami. Ale oni wraz z innymi ludźmi towarzyszącymi naszemu obozowi byli zajęci plądrowaniem okolicznych domów i sklepów, zabierając wszystko, co miało choćby najmniejszą wartość, wszystko po co mogli sięgnąć. Zebrawszy z trudem czterech ludzi, powierzyłem ich sierżantowi 61 pułku piechoty. Spisałem jego nazwisko, powiedziałem mu, kim jest ranny oficer i kazałem mu udać się bezpośrednio do szpitala polowego. To był ostatni raz, kiedy widziałem Nicholsona."

Akcja ratunkowa zorganizowana przez Robertsa nie uratowała Nicholsonowi życia. Po wielu dniach agonii zmarł, a jego pogrzebowi towarzyszyły niecodzienne sceny. Tak pisał o tym naoczny świadek:

"kiedy trumna została opuszczona do grobu- wtedy kawalerzyści z Multanu się załamali. Rzucając się na ziemię, szlochali i płakali, jakby ich serca pękały. Trzeba pamiętać, że ci ludzie uważali, że mężczyzna, który płacze, nadaje się tylko do wychłostania i wypędzenia ze swojej wioski przez kobiety. Prawdopodobnie żaden z tych mężczyzn nigdy nie uronił łzy, ale dla nich Nicholson był wszystkim. Opuścili swoje pograniczne domy, dla niego porzucili swoje ukochane wzgórza, aby zejść na znienawidzone równiny, nie uznawali nikogo prócz niego, nie służyli nikomu prócz niego."

Odchodząc od tych patetycznych tonów i biorąc pod uwagę to co napisał Frederick Roberts o plądrowaniu Delhi, można sądzić, że rozpacz wynikała nie tylko z przywiązania do Nicholsona, ale także ze świadomości utraty łupów, jakie można było zdobyć, służąc pod tak dobrym dowódcą.

Notka ta została napisana głównie na podstawie nowej biografii Nicholsona, opublikowanej trzy lata temu przez Stuarta Flindersa, przedstawianego jako "współpracownik BBC". Jest ona reklamowana jako książka wyważona, która odchodzi zarówno od bezkrytycznych pochwał pod adresem imperialnego bohatera, jak i od współczesnego demonizowania brytyjskich kolonizatorów. Wstęp napisał Mark Tully, jeden z potomków wspomnianego na wstępie notki Richardsona Nicholsona. I niestety, wygląda na to, że wstęp jest w tej książce najciekawszy (choć przyznaję, że nie przeczytałem jej od deski do deski). Z wstępu można się dowiedzieć o znaczeniu upraw opium dla imperium brytyjskiego. Ale o roli indyjskich tekstyliów, czy ogólniej indyjskiej gospodarki nie ma tam mowy. Jeszcze słabiej osadzony w realiach jest sam tekst biografii autorstwa Flindersa. Flinders powraca do starej wizji historii jako ciągu bitew (w domyśle: ludzi cywilizowanych z mniej cywilizowanymi), w których odznaczały się postacie takie jak Nicholson. Ale wbrew temu, co pisze się w recenzjach o wyważonym charakterze tej książki, Flinders jeszcze "dokłada" swojemu bohaterowi, przytaczając wiele nieznanych wcześniej źródeł, które jeszcze silniej pokazują jego psychiczne problemy. Dla mnie rozczarowujące w książce jest to, że autor nie wydaje się specjalnie zainteresowany sprawą kultu Nicholsona, który przetrwał do początku XXI wieku, a jak dla mnie jest to sprawa ciekawsza niż wojenne przewagi bohatera. Flinders pisze, że pierwotni wyznawcy kultu Nicholsona byli "określani jako hinduiści albo jako Sikhowie". Część z tych pierwotnych wyznawców kultu określanego jako Nikal Seyn (a nie Nikkal Sen jak to jest w tłumaczeniu "Złotej gałęzi") po śmierci Nicholsona postanowiła, że nawróci się na chrześcijaństwo, aby oddawać cześć Bogu, którego wyznawał Nicholson. I rzeczywiście, niektórzy z nich zgłosili się do misjonarza (zapewne anglikańskiego) w Peszawarze, a w rok później zostali ochrzczeni.

Kult nigdy nie przybrał jakiegoś masowego charakteru. Po śmierci Nicholsona, według Flindersa kult "został przejęty przez szyickich muzułmanów w odległych rejonach Pendżabu. Historie o Nicholsonie niosącym pokój, sprawiedliwość i tam, gdzie było to potrzebne także zemstę, mieszały się ze starodawnymi opowieściami islamskimi i Nicholson stał się postacią mistyczną - częściowo bohaterem ludowym, częściowo legendą muzułmańską. W jednej z historii Nikal Seyn ucinał głowę mężczyzny, a po uświadomieniu sobie, że popełnił błąd, nakładał głowę z powrotem. Mężczyzna kłaniał się i odchodził do domu bardzo usatysfakcjonowany i uhonorowany. Zmiany ludnościowe i zmiany w praktykach religijnych doprowadziły do schyłku kultu w XX wieku. Kult był podtrzymywany w Abbotabadzie przez rodzinę, która opiekowała się cmentarzem chrześcijańskim od początku XX wieku. Zajęcie opiekuna cmentarza i opowieści były przekazywane w rodzinie, aż do śmierci Ali Akbara, ostatniego z wyznawców, który zmarł w 2004 r."

Opis kultu Nikal Seyn przedstawiony przez Flindersa rodzi pytania. Czy kult nie był czasem przykrywką dla działań imperium brytyjskiego w tej części świata? Jeśli wyznawców generała było za życia niewielu, a jeszcze jakaś część z nich po jego śmierci została protestantami, to trwanie tego kultu mogło być sztucznie podtrzymywane przez brytyjskie pieniądze. Dziwne jest przerodzenie się kultu sikhijsko-hinduistycznego w kult "muzułmańskiego świętego". Flinders nie zastanawia się nad tym, dlaczego ośrodkiem kultu w jego końcowym okresie stał się Abbottabad w obecnym Pakistanie. Miasto, którego nazwa pochodzi od nazwiska Jamesa Abbotta, brytyjskiego oficera, który je założył. O tym mieście była mowa w ostatniej notce Pink Panther, że jest to "kurort". I jest to prawda, ale zastanawiając się nad umiejscowieniem ośrodka kultu Nicholsona w Abbottabadzie można jeszcze wspomnieć o kilku rzeczach. Na pewno bardziej naturalnym miejscem na czczenie Nicholsona byłoby Delhi, gdzie został śmiertelnie ranny i gdzie znajduje się jego grób. Czy choćby Multan, skąd wywodzili się jego kawalerzyści. Ale Abbottabad jest położony w miejscu, które już od starożytności miało znaczenie strategiczne. Była tam jedna z odnóg Jedwabnego Szlaku, tą drogą przedostawał się do Chin buddyzm. Na początku XX wieku Abbottabad był już ważnym ośrodkiem militarnym. Stacjonowały tam 4 bataliony piechoty złożonej z Gurkhów i cztery baterie górskie obsługiwane przez miejscowych żołnierzy. Być może "ośrodek kultu Nikal Seyn" służył lepszej kontroli tego garnizonu. Abbottabad także po powstaniu państwa Pakistan jest nadal miastem "resortowym", co można sprawdzić nawet w Google Maps, gdzie możemy znaleźć wojskową akademię Kakul, punkt rekrutacyjny pakistańskich sił powietrznych, punkt rekrutacji do marynarki wojennej, wojskową mleczarnię, kolonię oficerów policji, kolonię urzędników cywilnych i tak dalej.

W tym właśnie mieście w 2004 roku, roku śmierci Ali Akbara, który miał być ostatnim z wyznawców Nicholsona, zmieniła właściciela pewna nieruchomość. Bliski współpracownik Osamy bin-Ladena Ibrahim Saeed Ahmed zakupił za równowartość 48 tysięcy dolarów ziemię, na której wkrótce powstała znana od 2011 roku na całym świecie "kryjówka Osamy bin Ladena".

Nie twierdzę, że Osama przejął w Abbottabadzie rolę przywódcy kultu Nikal Seyn po zmarłym Ali Akbarze. Tym bardziej, że kult był związany z szyitami, zaś Osama był sunnitą. Ale jest to ciekawe, że rezydencja Osamy powstała akurat wtedy, kiedy w Abbottabadzie oficjalnie "zwinięto" kult brytyjskiego generała, likwidując jego ośrodek przy chrześcijańskim cmentarzu. Ciekawy zbieg okoliczności w niezbyt rozległym mieście, w którym jest chyba więcej mundurowych niż cywilów.

Stwierdzenia Stuarta Flindersa, że kult Nikal Seyn wygasł nie muszą jednak być do końca prawdziwe. Oto bowiem artykuł w Hindu Times podaje informację, że co roku, 11 maja oraz 14 i 19 września turyści i potomkowie Nicholsona odwiedzają jego grób w Delhi, aby "złożyć mu hołd". Być może jest to jakaś próba odnowienia kultu, tym razem z ośrodkiem w stolicy Indii.

 

Flinders Stuart, Cult of a Dark Hero: Nicholson of Delhi, 2019, Bloomsbury

https://scroll.in/article/887292/how-a-sadistic-british-imperial-officer-came-to-be-worshipped-as-a-living-god-in-india

https://www.belfasttelegraph.co.uk/archive/the-fearless-ulsterman-who-was-worshipped-as-a-god-in-india-37282426.html

https://dsal.uchicago.edu/reference/gazetteer/pager.html?objectid=DS405.1.I34_V05_009.gif

https://www.thehindu.com/society/history-and-culture/celebrating-a-controversial-hero/article26979695.ece

https://www.history.com/news/osama-bin-laden-abbottabad-compound-death



tagi: kompania wschodnioindyjska  indie  pakistan  afganistan  nikal seyn 

zw
12 września 2021 14:44
15     1397    10 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

stanislaw-orda @zw
12 września 2021 20:22

" Ciekawy zbieg okoliczności w niewielkim mieście, w którym jest chyba więcej mundurowych niż cywilów."

Taki znowu niewielki to Abbottonabad nie jest. Wg danych za 2010 r.  liczył sobie coś ok. 150 tys. mieszkańców (WiKi). Ile liczy ich w 2021 r. nie wiadomo, ale oceniając  po dynamice przyrostu naturalnego w Pakistanie z pewnością nie mniej.

zaloguj się by móc komentować

Paris @zw
12 września 2021 21:39

Bardzo  ciekawy  wpis,...

...  sklaniam  sie  -  i  po  ostatnim  "numerze"  Amerykancow,  odegranym  dla  sFiatowej  publiki  -  moge  przyznac,  ze  Bin  Laden  mogl  byc  "wyznawca"  kultu  brytyjskiego,  krwawego  generala... 

...  chocby  dlatego,  ze  jego  rodzina  -  do  dzis  -  jest  baaardzo  BOGATA  we  Francji  !!!   

zaloguj się by móc komentować

zw @stanislaw-orda 12 września 2021 20:22
12 września 2021 21:52

Dziękuję za tę uwagę. Rzeczywiście, kiedy piszemy o wielkim mieście mamy na myśli wielką liczbę mieszkańców. Abbottabad jest miastem dosyć ludnym jak na swoją niezbyt wielką powierzchnię - jakieś 10 km długości, 5-6 km szerokości w najszerszych miejscach. Poprawiłem, żeby było bardziej jasne, o co chodzi. 

zaloguj się by móc komentować

zw @Paris 12 września 2021 21:39
12 września 2021 21:54

Dziękuję. Podobno Osama i jego organizacja nie lubili szyitów, a kult Nicholsona był kultem szyickim. Ale jak było naprawdę, tego pewnie się nie dowiemy. Obie postacie są na pewno z piekła rodem. 

zaloguj się by móc komentować

Paris @zw 12 września 2021 21:54
12 września 2021 22:49

Dokladnie  tak...

...  nie  dowiemy  sie  prawdy,  ale  rzeczywiscie  obydwaj  byli  Z  PIEKLA  RODEM  !!!

Na  dzien  dzisiejszy  -  sadze,  ze  nie  bedzie  bledem  -  jesli  uznamy,  ze  organizacja  Osamy  to  byli  KOLABORANCI  i  brali  za  to  WIELKA  KASE,  a  my  -  tradycyjnie  -  jestesmy  systemowo  robieni  w  trabe  na  ogromna  skale.  Ta  skala,  skala  zaklamania,  hipokryzji  i  oszustwa,...  a  co  najwazniejsze  MEGA  ZLODZIEJSTWA  -  po  dziejacych  sie  "wystepach  w  Afganistanie"  czy  ostatnim  absolutnie  KURIOZALNYM  wystepie  Lapida  w  Moskwie  -  jest  juz  tylko  GROBEM  i  TRUMNA  dla  tych  wszystkich  "jelit"  rzadowo-merdialnych...   i  tyle.  

zaloguj się by móc komentować

dziadek-gpgpu @zw 12 września 2021 21:54
13 września 2021 12:21

Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem, ale czy sensem utrzymania takiego "kultu" byłoby ułatwienie utrzymania "w stanie gotowosci" jakiejs "uśpionej agentury" ?

zaloguj się by móc komentować

zw @Paris 12 września 2021 22:49
13 września 2021 12:59

Mam nadzieję, że wizyta Lapida w Moskwie to tylko dyplomatyczna paplanina, a nie jakiś przełom.

zaloguj się by móc komentować

zw @dziadek-gpgpu 13 września 2021 12:21
13 września 2021 13:01

Niekoniecznie uśpionej. "Wyznawcy" mogli być takimi oczami i uszami w wojskowym mieście. O tyle cennymi, że miejscowymi, nie wyróżniającymi się wyglądem.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @zw 13 września 2021 12:59
13 września 2021 13:02

Ja natomiast  pozostaję w tym względzie umiarkowanym pesymistą.

zaloguj się by móc komentować

zw @stanislaw-orda 13 września 2021 13:02
13 września 2021 13:43

Trudno o nadmierny optymizm, skoro wokół sami "przyjaciele".

zaloguj się by móc komentować

dziadek-gpgpu @zw 13 września 2021 13:01
13 września 2021 13:54

Rozumiem. Dziękuję.

zaloguj się by móc komentować


Paris @zw 13 września 2021 12:59
13 września 2021 19:01

Naturalnie,  ze...

...  to  PAPLANINA...   Moski  tak  maja  !!!

Oni  lubia  paplac  duzo  i  nie  na  temat,  ciagle  to  samo  -  maja  to  we  krwi...  potrafia  nawet  czlowieka  ZAPAPLAC  tymi  swoimi  hagadami  i  urojeniami,...  dlatego  tez  trzeba  ich  GONIC,  a  jesli  rozmawiac  to  tylko  konkretnie,  z  wiedza  i  argumentami...  nic  "na  gebe"  !!!

zaloguj się by móc komentować

zw @Paris 13 września 2021 19:01
13 września 2021 19:11

Wiedza i argumenty też nie pomaga (przykład: reakcja na krytykę książki "Dalej jest noc"). Chyba, że są to argumenty finansowe, albo argumenty siły. 

zaloguj się by móc komentować

Paris @zw 13 września 2021 19:11
13 września 2021 20:42

Tak...

...  te  ostatnie  argumenty  sa  zawsze  przekonujace...  niemniej  jednak  Moskow  z  ich  PAPLANINA  trzeba  GONIC.  Wiem,  ze  jest  to  trudne,  ale  mozliwe.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować