Profesor Andrzej Dziubiński o handlu Rzeczypospolitej z Turcją. Czy to nam się w ogóle opłacało?
W polskiej historiografii dotyczącej wieków XVI-XVII dominowała i zapewne dominuje nadal opcja, którą nazwałbym sułtańsko-heretycką. Według tej wizji, Polska miała się dobrze, przeżywała swój złoty wiek, kiedy była zabezpieczona wieczystym pokojem z Turcją, a protestantyzm mógł się w kraju rozwijać bez przeszkód. Po objęciu tronu przez Zygmunta III Wazę wszystko poszło w złym kierunku, rozwinęła się kontrreformacja, rozpanoszyli się jezuici, a król popsuł dobre stosunki z Turcją.
Książka profesora Andrzeja Dziubińskiego "Na szlakach Orientu. Handel między Polską a Imperium Osmańskim w XVI-XVIII wieku" zaczyna się jak typowa pozycja z tego nurtu.
Dziubiński pisze, że zdobycie przez Turków Konstantynopola w 1453 r. "nie było zjawiskiem negatywnym dla polskich interesów handlowych, ściślej dla Lwowa.", "żegluga genueńska na Morzu Czarnym została praktycznie zniweczona i cały handel Kaffy skierował się z Krymu na drogę lądową, prowadzącą ku Italii przez mołdawski Białogród i Lwów." W 1462 r. Kaffa weszła w zależność lenną od Polski. Zdobycie przez Turcję Kaffy, Białogrodu i Kilii zmniejszyło znaczenie polityczne Polski nad Morzem Czarnym. Sułtan Bajazyd II zachęcał lwowian do handlu z Turcją, ale do lat 20-tych XVI sytuacja nie była sprzyjająca, co wynikało z powolnego umacniania się Turcji na tych terenach, z antytureckiej polityki Jana Olbrachta, najazdów Tatarów na ziemie polskie.
Przełomowym momentem było zawarcie w 1533 r. pokoju wieczystego z Turcją. Jak pisze Dziubiński "rząd turecki doceniał znaczenie handlu, który, wedle wywiadu weneckiego tej epoki, dostarczał skarbowi państwa, za pośrednictwem ceł, czwartą część przychodów. (...) Turcy Osmańscy nie byli barierą odgradzającą Europę od Azji. Przeciwnie, jednocząc wielkie obszary w jeden organizm państwowy, działający bardzo sprawnie do schyłku XVI wieku, ułatwili wymianę towarową między oboma kontynentami..."
Turcy centralizowali handel w Stambule, przesiedlając tam kupców z różnych prowincji imperium. Podniosło to znaczenie drogi lądowej prowadzącej ze Wschodu przez Anatolię i Bałkany do Lwowa. Były dwa warianty szlaku handlowego prowadzącego ze Lwowa do Mołdawii i dalej do Stambułu - przez Trembowlę, Kamieniec Podolski i Chocim, lub przez Kołomyję, Śniatyń i Czerniowce. Oba warianty szlaku łączyły się w mołdawskich Jassach. Miasta leżące na obu wariantach szlaku rywalizowały o względy kupców. Lwów posiadał prawo składu na towary orientalne i z tego powodu był głównym polskim emporium handlu ze Wschodem.
Prawo składu polegało na obowiązku wystawienia na sprzedaż przez kupca przewożonych przez miasto towarów. Prawo składu dzieliło się na bezwzględne (obowiązek sprzedania wszystkich towarów w danym mieście), względne (obowiązek wystawienia towarów w danym mieście przez określoną liczbę dni) i częściowe (dotyczące niektórych towarów). Lwów otrzymał bezwzględne prawo składu za panowania Ludwika Węgierskiego w drugiej połowie XIV wieku. Mimo pewnych zmian w tym prawie za panowania Jagiełły, Kazimierz Jagiellończyk ostatecznie potwierdził bezwzględne prawo składu dla Lwowa. Problemem było nie przestrzeganie tego prawa przez kupców, zwłaszcza od XVII wieku.
Jeśli w handlu ze Wschodem było tak dobrze, to skąd moje tytułowe pytanie? O czym nie napisał profesor Dziubiński? O tym, że Turcja wobec Polski i Litwy pełniła rolę pasożyta, wysysającego większość życiowych soków. I nie chodzi tu o to, że Turcy nic nie robili, bo produkowali i to bardzo dużo. Ale spora część duchodów polskiej szlachty i magnatów ze sprzedaży zboża na Zachód została przetransferowana w postaci gotówki do Turcji w zamian za tureckie towary.
Handel wschodni był dla Polski i Litwy niekorzystny, z ogromną przewagą importu nad eksportem. Dziubiński tej przewagi importu nad eksportem nie ukrywa. Jego książka jest ciekawa, z dużą porcją faktów, z których każdy może wyciągnąć swoje wnioski.
Polskie produkty rolne nie mogły zainteresować Turków, gdyż ogromny Stambuł był żywiony przez produkcję rolną z księstw naddunajskich i z Egiptu. Nieliczne towary, które Turcy chcieli kupić w Rzeczypospolitej to przeważnie produkty sprowadzane do Polski z Zachodu (płótna, sukno, wyroby metalowe, zegary, blacha cynowa) i z Moskwy (futra). W tym ostatnim wypadku należało tylko oczekiwać momentu, kiedy Turcy z Moskalami dogadają się w sprawie bezpośredniego handlu, bez pośrednictwa Polski. I rzeczywiście, nastąpiło to w XVII wieku po opanowaniu Zadnieprza przez Kozaków podległych Moskwie. Z produktów pochodzących rzeczywiście z Polski Turcy sprowadzali w zasadzie tylko bursztyn, noże z Biecza i do XVI wieku barwnik czerwiec polski (potem zastąpiła go w Turcji meksykańska koszenila przywożona do Smyrny). W XVII wieku doszły jeszcze do tego asortymentu polskie konie, polski słabej jakości tytoń i książki hebrajskie dla Żydów z Turcji.
Turcy natomiast wysyłali do Polski wina greckie i bułgarskie, kukurydzę egipską, kawę jemeńską, owoce i soki owocowe, rosnące wówczas tylko w Azji takie rośliny jak tatarak i rabarbar, tytoń, bawełnę macedońską, jedwab i kobierce z Persji, tkaniny nazywane czamlet i muchajer pochodzące z wełny tureckich kóz, przędzę angorską, skóry, korzenie. Tkanina zwana jarmułuk służyła do szycia płaszczy przeciwdeszczowych - stąd wzięła się nazwa jarmułka. Tkanina zwana bagazja z Iraku służyła do szycia podszewek i kołder. Inne luksusowe tkaniny importowane z Turcji to złotogłów, aksamit, adamaszek.
Z Turcji sprowadzano także gotowe części garderoby takie jak ozdobne pasy (ważna część stroju polskiego szlachcica), kontusze, żupany, kołpaki, kożuchy. Poza tym chusty, ręczniki, kołdry, poduszki (polskie słowo "jasiek" pochodzi od tureckiego "yastik " poduszka) pantofle, trzewiki, ciżmy. Także słowo torba jest pochodzenia tureckiego. Wyposażenie polskiego wojska w broń i stroje tureckie nastąpiło głównie za czasów Stefana Batorego i trzeba przyznać, że sułtański lennik wykonał dobrą robotę dla Porty. Były z Turcji sprowadzane koncerze, pałasze, rzędy, łuki, strzały, karabele (słowo karabela pochodzi od miasta Karbala w Iraku), okrągłe tarcze dla lekkiej jazdy, konie. Ponadto sprowadzano z Turcji namioty, naczynia fajansowe, warcaby, mydło, kadzidło, perły i kamienie szlachetne takie jak rubiny, turkusy, szmaragdy. Sprowadzano barwniki - czerwoną marzanę i niebieskie indygo. Polscy Ormianie sprowadzali też do Rzeczypospolitej z Turcji stada wołów, których hodowlę sami zlecali.
Niewielki asortyment towarów z Polski, które mogłyby zainteresować odbiorców tureckich powodował, że import z Imperium Osmańskiego odbywał się głównie za pieniądz kruszcowy. Przede wszystkim srebrny, bo złoto było przez Turków wykorzystywane w obrocie z Persją, Indiami i Afryką. Turcja posiadała własne kopalnie srebra w Macedonii i wschodniej Anatolii, ale nie pokrywały one zapotrzebowania na kruszec. Pieniądze srebrne były potrzebne Turkom między innymi na prowadzenie wojen. I te pieniądze odpływały z naszego kraju w ogromnych ilościach. Przy drodze z Bursy w Turcji do Ankary archeolodzy znaleźli skarb 652 srebrnych monet z XVII wieku, wyłącznie polskich. Na stanowiskach archeologicznych wokół Mosulu w obecnym Iraku na 242 znalezione monety, 161 było polskich - głównie orły koronne Zygmunta III i orty gdańskie z lat 20-tych XVII w.
Ktoś mógłby powiedzieć - traciliśmy pieniądz kruszcowy, ale przecież rozwijały się miasta na Rusi, zwłaszcza Lwów, była to jakaś przeciwwaga dla niemieckiego i w większości heretyckiego Gdańska, który monopolizował handel z Zachodem. Tyle tylko, że kupcy tak zwani "polscy" handlujący ze Wschodem byli w zdecydowanej większości Ormianami. Ormianami byli też we Lwowie tzw. tłumacze, którzy byli tak naprawdę urzędnikami pobierającymi należności dla miasta od kupców. Ormianie polscy tworzyli wraz z Ormianami tureckimi i perskimi swoistą międzynarodówkę kupiecką. Ich lojalność wobec państwa była równie dyskusyjna jak w przypadku gdańszczan. Wystarczy przypomnieć podawany przez Dziubińskiego przykład, jak to Ormianie w 1672 roku podczas oblężenia Kamieńca Podolskiego nawoływali do poddania miasta, grożąc przy tym przemocą fizyczną wobec tych, którzy byli przeciwnikami kapitulacji. W pewnych okresach dużą rolę w handlu wschodnim odgrywali też kupcy żydowscy czy greccy. Ogromne przywileje mieli także kupcy tureccy. Polakom pozostawała jedynie rola furmanów, co jednak było zupełnie inną funkcją niż nam się może wydawać, był to raczej ktoś w rodzaju przewodnika-spedytora i też mógł się dorobić niezłych dochodów.
Ktoś może powiedzieć - na handlu bogacili się Ormianie i Turcy, ale przecież państwo też, w końcu były jakieś cła. Dziubiński pisze, że w 1507 r. wprowadzone zostało na obszarze Korony tzw. cło nowe, zwane również granicznym, które "pobierane było przy wywozie z Polski i przywozie towarów do kraju, a wpływy z tego cła szły do skarbu państwa. W obrębie terytorium koronnego natomiast obowiązywało kupców krajowych i obcych (...) płacenie tradycyjnych ceł średniowiecznych, zwanych dla odróżnienia cłem starym (..) Dochody z tego płynące trafiały częściowo do skarbu państwa, a często pozostawały w starostwach". "Od obowiązku opłacania obu ceł zwolniona była szlachta i duchowieństwo, jeśli przedstawiciele obu tych stanów dokonywali transakcji na własne potrzeby lub produktami uzyskiwanymi z własnych gospodarstw. Na terenie Korony od ceł starych zwolnieni byli również mieszczanie większych i mniejszych miast handlowych, które sobie ten przywilej wywalczyły. " (Lwów, Lublin, Kamieniec Podolski, Gdańsk, Kraków, Poznań). Wolnością od ceł w Polsce cieszyli się kupcy dworu sułtańskiego, którzy jechali do Moskwy lub handlowali w Rzeczypospolitej. Wzajemności ze strony tureckiej nie było.
Kupcy sułtańscy mieli w Rzeczypospolitej tak mocną pozycję, że miasta polskie musiały wtrącać do lochów dłużników tureckich kupców, a Turcy dostawali kamienice we Lwowie czy w Kamieńcu z tytułu tych długów.
Dziubiński pisze dalej o cłach: "Rzeczpospolita traciła ogromne dochody celne, ponieważ państwo nie wykazywało zainteresowania korzyściami płynącymi z handlu, które dla wielu państw europejskich i Turcji były jednym z głównych źródeł napełniania skarbu. (...) W Polsce (...) cła państwowe wypuszczane były w arendę, ale wobec mnogości oficjalnych zwolnień celnych, o których była mowa, wpływy do skarbu były mniej niż mizerne. Szerzyła się również korupcja wśród mytników pogranicznych. (...) W 1566 r. cło kamienieckie arendowano na jeden rok za 658 złotych, czyli 598 talarów, dwa lata wcześniej zaś trzy komory: lwowską, sandomierską i lubelską wypuszczono w roczną dzierżawę za zaledwie 6 tysięcy złotych, czyli 5454 talary. Podkreślam, że Lwów to handel z Turcją,a Lublin to wielki handel z Rosją"
Konstanty Korniakt dzięki dzierżawie generalnej ceł ruskich ze skromnego importera win z Krety stał się magnatem. Podkomorzy krakowski Stanisław Cikowski, administrator ceł koronnych w Małopolsce w 1602 r. pisał: "Owa nic po komorach pogranicznych, nic po strażnikach, y po pisarzach pogranicznych, na które nie mało tysięcy expensy wychodzi, gdy passim wolno każdemu jeździć nie sprawując się. A to rejestra wyświadczą, które przysięgami pisarze zwykli confirmować, że od cudzoziemskich towarów za dwie lecie w małej Polszcze ledwo tysiąc złotych cła koronnego przyniosło, od wszystkich towarów cudzoziemskich. A jedną furą jeden nieosiadły kupczyk przywiezie towaru, co by do kilkuset złotych od niego cła przyszło. To skarbowa krzywda." W 1571 r. jeden tylko kupiec Wysokiej Porty, Mehmed Czelebi, zwolniony został przez Zygmunta Augusta z opłaty 650 zł cła granicznego na komorze lwowskiej.
Wobec tak wielkich przywilejów Turków w Polsce trudno się dziwić, że Rzeczpospolita była traktowana przez Turków jak własna prowincja albo gospodarcza kolonia (od czasów Zygmunta III trochę zbuntowana). Rzeczpospolita nie miała w Stambule przedstawiciela dyplomatycznego, który mógłby działać w interesie kupców przyjeżdżających z Polski. Między innymi dlatego kupcy ci musieli płacić większe cła niż Francuzi, Anglicy czy Wenecjanie.
Tak to Polska i Litwa, a potem Rzeczpospolita Obojga Narodów nie tylko nie była przez większość XVI i część XVII wieku przedmurzem chrześcijaństwa, ale była wręcz sponsorem kampanii wojennych przeciwko chrześcijanom - między innymi przeciwko Węgrom i Cyprowi. Co było rzeczą jeszcze gorszą - wspierając Portę Ottomańską, Polacy wspierali niewolniczy kartel. Kartel ten tworzyli Tatarzy krymscy, a zwłaszcza budziaccy, którzy porywali ludzi na terenie Polski, tureccy kupcy, którzy zlecali Tatarom porwania i przewozili niewolników do Stambułu, oraz żydowscy handlarze, którzy w Stambule zmonopolizowali handel niewolnikami na targach. Straty w ludziach, które wówczas poniosła Rzeczpospolita są zupełnie nie do policzenia w złotych i srebrnych monetach. Oto fragment z książki Dziubińskiego:
"Kupiec prowansalski Louis d'Arvieux płynący ze Smyrny do Aleksandrii w lutym 1658 r. na angielskim statku wyczarterowanym przez Turków do przewozu niewolników, opisał podróżujący wraz z nim polski jasyr. Młodzi niewolnicy,chłopcy i dziewczęta, pilnowani byli stale przez towarzyszących im eunuchów, co nie przeszkodziło jednak sprytnemu Francuzowi zamienić z nimi dorywczo paru słów. 'Jeśli chodzi o dziewczęta - pisał on - były one mniej więcej w jednym wieku, najstarsza nie wydawała się mieć więcej ponad 18 lat. Były to Polki, Moskwicinki i Czerkieski, które Tatarzy porwali podczas swoich wypadów (...) Polki i Moskwicinki były chrześcijankami. Zadbano o nauczenie ich języka tureckiego, który jest ładny, miękki, energiczny i dosyć łatwy. Większość Polek znała język francuski, podobnie jak chłopcy z tego samego kraju.' Należy przypuszczać zatem, że była to młodzież szlachecka."
Dziubiński podaje przykłady handlu niewolnikami - wywozu ludzi z Rzeczypospolitej na teren Turcji przez polskich Żydów i Ormian. Najazdy Tatarów po jasyr zdarzały się nie tylko w czasach, kiedy relacje między Polską i Turcją były złe, następowały także w czasach "pokoju wieczystego". Tatarzy budziaccy wg Dziubińskiego zagarniali jasyr niemal co miesiąc.
Pierwszym krokiem w kierunku zmiany tej chorej i przynoszącej szkodę państwu sytuacji było zerwanie związków politycznych z Turcją. Dokonał tego Zygmunt III Waza. Opowiedzenie się po stronie papieża w konflikcie z Wenecją, wybranie sojuszu z Habsburgami, a nie z Turcją "ustawiło" polską politykę na prawie cały XVII wiek. Pozostaje pytanie, czy Zygmunt III Waza mógł coś zrobić w sprawie wyrwania Polski z objęć tureckiego pasożyta gospodarczego. Trzeba przyznać, że byłoby to bardzo trudne. Król Zygmunt w początkach panowania był niezbyt popularny wśród szlachty. Wyrwanie się z pułapki handlu tureckiego wymagałoby zmiany mody w ubiorze szlachty i wyposażeniu wojska (wystarczy wspomnieć, że konie husarskie pochodziły w większości z Turcji, podobnie jak husarskie skóry lamparcie i tygrysie). Młody, nie znający polskich realiów król był bez szans, żeby odciągnąć Polaków od mody orientalnej. Pytanie czy w ogóle zdawał sobie sprawę z niekorzystnych relacji w handlu wschodnim. Przecież w XVI wieku częste było wśród polskiej szlachty przekonanie o ogromnych korzyściach z tego handlu. Na sejmie 1555 roku wypowiedziano przecież sentencję: "Turka na się oburzyć a pożytek stracić, szalona by to rada."
W dalszej części panowania Zygmunt III Waza miał natomiast dużo pilnych problemów do rozwiązania "na teraz" i nawet gdyby chciał, nie mógł skupiać się na zmienianiu polskiego społeczeństwa.
Inaczej można ocenić postawę późniejszych monarchów - Jana Kazimierza i Jana III Sobieskiego. Byli oni mocno związani z Francją. Niestety nie przejęli z Francji dobrych wzorów gospodarczych, które były już w tamtych czasach wprowadzane w życie przez Jana Baptystę Colberta, ministra króla Ludwika XIV. Doktryna merkantylizmu, którą lansowano wtedy we Francji nie była może doskonała, ale nawet krok w tym kierunku pozwoliłby Rzeczypospolitej zdiagnozować główne gospodarcze i handlowe bolączki. Spojrzenie na handel Rzeczypospolitej okiem merkantylisty od razu uwidoczniłoby niekorzystny bilans w handlu z Turcją. I to obydwu władcom można zarzucić, że nie zajęli się gospodarką, zamiast wdawać się w jałowe próby reform na sejmach zdominowanych przez obcych agentów. Profesor Dziubiński napisał w swojej książce, że nie charakteryzował polityki handlowej Rzeczypospolitej wobec Turcji, bo jej po prostu nie było. To może trochę przesadne stwierdzenie, bo pewne próby prowadzenia takiej polityki podjęto już za czasów okupacji moskiewskiej, którą uosabiał Stanisław August Poniatowski. Wszelkie próby działania długofalowego w interesie Polski były jednak wtedy paraliżowane przez urzędników carycy Katarzyny II, o czym prof. Dziubiński pisze szczegółowo.
Ponieważ Turcja dostarczała Polsce większości towarów luksusowych, nie było podstaw do rozwoju własnego rzemiosła i manufaktur. Dopiero w XVIII wieku magnaci zaczęli w swoich dobrach rozwijać produkcję konkurencyjną dla tureckiej.
Jak widać królowie Rzeczypospolitej nie zrobili nic, żeby rozpocząć proces oddzielenia polskiego żywiciela od tureckiego pasożyta. Zdarzyła się jednak rzecz nieoczekiwana. Od lat 60-tych XVII wieku turecki pasożyt zaczął dusić swojego polskiego żywiciela. Odsunięcie przychylnego Polsce chana krymskiego, przygarnięcie zbuntowanych wobec Rzeczypospolitej Kozaków Doroszenki było wstępem do wojny Turków z Polską. Wydarzenia wojenne są dość dobrze znane. Chciałbym jednak przytoczyć przedstawione przez profesora Dziubińskiego fakty z końca XVII wieku, które mogą wskazywać, że Turcy tak jakby zapomnieli, jak ważny dla pomyślności ich państwa był handel.
Po zdobyciu Kamieńca Podolskiego przez Turków w 1672 r. część kupców ormiańskich udała się do Rzeczypospolitej. Ale wkrótce potem Turcy przesiedlili pozostałych w Kamieńcu Ormian i Żydów do Tracji, a Polaków do Chocimia. Co prawda handlem zajęli się wtedy niektórzy Turcy z kamienieckiego garnizonu, ale generalnie rola Kamieńca jako ośrodka handlowego bardzo spadła. Wzrosły szykany wobec kupców ze strony tureckich żołnierzy w Mołdawii, niechętni wobec polskiego handlu byli także mołdawscy hospodarowie, przeważnie Grecy. W 1682 roku Turcy przestali przymykać oko na rejsy kupców ormiańskich z Rzeczypospolitej do tureckiego portu Sinop na południowym wybrzeżu Morza Czarnego, co umożliwiało im uniknięcie ceł w Adrianopolu i Stambule. Zagadkowe jest dla mnie stwierdzenie Dziubińskiego, że po klęsce pod Wiedniem zamarł handel w Stambule, mimo, że kupcy przywieźli tam we wrześniu 1683 bardzo dużo towaru. Kolejnym ciosem dla handlu z Turcją było wg Dziubińskiego obalenie sułtana w 1687 roku.
Wpływ na ceny produktów tureckich w Rzeczypospolitej miało też nasycenie rynku tymi towarami pod koniec XVII w. Wiązało się to między innymi z napływem zdobyczy wojennych z kampanii Sobieskiego. Dziubiński przytacza opinię Jana Chryzostoma Paska po bitwie pod Chocimiem w 1673...
"Zdobycz nasi wielką wzięli w rzędach, w śrebrach, w namiotach bogatych (...) Nasiało się tedy po wszystkiej Polszcze rzeczy tureckich..."
...i fraszkę Wacława Potockiego:
"Nowy szlachcic z krakowa, chociaż żołnierz k rzeczy,
Szedszy z wojskiem koronnym Wiedniowi w odsieczy ,
Nakupiwszy towarów z tureckiego plonu,
Do Krakowa, gdy drudzy bić się do Strygonu,
Założywszy tandetę u Świętej Barbary,
Po ojcowsku nabyte przedawał towary."
Pierwszy krok dla wyrwania Polski z tureckiej niewoli handlowej został zrobiony, choć król Jan III Sobieski najwyraźniej nie dążył do tego w sposób celowy. W 1692 roku potwierdził przywileje dla kupców greckich handlujących z Turcją. Sobieski jako typowy przedstawiciel siedemnastowiecznej polskiej magnaterii zapewne nie zdawał sobie sprawy, że można żyć inaczej - mniej handlując ze Wschodem. Po przeczytaniu książki Dziubińskiego jeszcze silniej trzymam się zdania, że udział Rzeczypospolitej w Lidze Świętej był bardzo potrzebny. Trzeba było zniszczyć niewolniczy kartel turecko-tatarski niezależnie od kosztów. Ponadto Liga Święta wyzwoliła dla katolicyzmu Węgry. Co prawda mało pozytywnym elementem było to, że Węgry przejęli Habsburgowie, ale czasem Pan Bóg dla realizacji celów posługuje się ludźmi niegodnymi. Odrodzenie religii katolickiej na Węgrzech było skutkiem odsieczy wiedeńskiej. A koniec najazdów tatarskich był wielką korzyścią dla Rzeczypospolitej. Udział w Lidze Świętej przyniósł więc korzyści nie tylko dla Habsburgów czy Węgrów, ale także dla Rzeczypospolitej.
Wobec trudnej sytuacji pod koniec XVII w. w Mołdawii i na zabranym przez Turków Podolu handel znajdował nowe drogi. "Według ustaleń historyka rumuńskiego L.Demeny'ego , księgi celne sybińskiej komory w Turnu Rosu leżącym w przełomie rzeki Aluty w Karpatach południowych wykazały w latach 1673-1685 wielki wzrost handlu polsko-tureckiego, którego szlaki szły przez Siedmiogród. "
Niestety handel turecki odrodził się za czasów okupacji saskiej w Rzeczypospolitej od ok. 1715 roku. Miejsce podupadłego Lwowa zajęły w tym handlu miasta magnackie - Stanisławów, Brody, Mohylów. Stanisławów rozwinął się już za czasów Jana III Sobieskiego: "Według obserwacji Daleyraca piszącego w latach 80-tych XVII stulecia, jarmarki stanisławowskie nie ustępowały lwowskim i warszawskim." Powodem utrzymywania się handlu tureckiego był gust polskiej szlachty, która przez cały czas saskiej okupacji lubowała się w tureckich wyrobach. Ponieważ zwłaszcza okres Augusta III był dla szlachty czasem dobrobytu (przemarsze wojsk podczas wojny siedmioletniej dotyczyły tylko północy kraju), siła nabywcza polskiej szlachty wzrosła i luksusowe produkty tureckie dalej znajdowały zbyt. Jak pisze Dziubiński: "opinia Kitowicza czy Garczyńskiego o powszechnym korzystaniu w Polsce w epoce saskiej z bardziej lub mniej luksusowych artykulów tureckich oraz fakt, że zasięg terytorialny importu i eksportu w handlu między Polską a Turcją był duży, mogą skłaniać do hipotezy, iż polskie obroty roczne z Imperium Osmańskim przewyższały roczny obrót w 1750 r. Anglii, Wenecji i Holandii (..) Przypuszczenie to wydaje się wielce prawdopodobne, skoro polski eksport tylko jednego artykułu i tylko do jednego miasta Benderu miał wartość w tym czasie 22-54 tysięcy piastrów. Być może więc wartość obrotów polsko-tureckich w pierwszej połowie XVIII w. mieściła się między wartością handlu w Stambule trzech wymienionych państw, a wielkością obrotów Francji..."
W XVIII wieku świadomość ekonomiczna polskiej szlachty znacznie wzrosła i pojawiły się już negatywne podsumowania handlu tureckiego. "Zdaniem Józefa Mikoszy i Kajetana Chrzanowskiego piszących w latach osiemdziesiątych handel orientalny to jedynie 'znaczne kradziestwo naszego skarbu' za 'bakalie, tutiun, materyjki różne, cytryny, pomarańcze i inne, nic nie wychodzi z kraju naszego w zamian'. Towary z fabryk tureckich 'do zbytku tylko służące, pieniądze z kraju wyprowadzają' ".
Były to jednak typowe rozważania Polaków mądrych po szkodzie. W tym czasie Polska była zniewolona i nie była już w stanie prowadzić własnej polityki gospodarczej. Ciekawą sprawą jest to, czy zaborcy dzieląc Polskę w 1772 r. mieli na uwadze całkowite zniszczenie handlu Rzeczypospolitej z Turcją. Dziubiński zauważył, że trzy główne polskie emporia handlowe dominujące w tym handlu - Stanisławów, Lwów i Brody znalazły się w zaborze austriackim. W 1793 r., po drugim rozbiorze Polska przestała w ogóle graniczyć z Turcją.
tagi: żydzi handel turcja niewolnictwo ormianie
|
zw |
14 marca 2025 17:15 |
Komentarze:
![]() |
Matka-Scypiona @zw |
14 marca 2025 19:16 |
Teraz też pół Polski jeździ do Turcji na zakupy. Ale czy można mieć pretensje o to, skoro tam dobra jakość i tanio?
|
zw @Matka-Scypiona 14 marca 2025 19:16 |
14 marca 2025 19:33 |
Teraz jest inna sytuacja. Wtedy wystarczyła zła koniunkura w rolnictwie i Polacy "leżeli i kwiczeli".
![]() |
OjciecDyrektor @zw |
14 marca 2025 19:54 |
No to teraz sko frontujmy to z książka Charls'a King'a "Historia Morza Czarnego", gdxie jak byk stoi, że to morze było POWSZECHNIE nazywane Mare Leonium - Morze Lwowa. Czyli cały prawie handel czarnomorski szedł przez Lwów, a to było polskie miasto.
Czyli wedle prof. Dziubińskiego, aby handel dla Polski był opłacalny to przez jakie miasto miał iść? Przez Wiedeń?
![]() |
OjciecDyrektor @zw 14 marca 2025 19:33 |
14 marca 2025 19:57 |
Wieksza cześć zboża szła przez "chrześcijański" Gdańsk. A w nim panowali holenderscy kupcy i oni dyktowali ceny. Doszlo do jawnej manipulacji cenami za Wazów, bo plony zaczęły malec wskutek małej epoki lodowcowej, a ceny zbóż spadać.
![]() |
OjciecDyrektor @zw |
14 marca 2025 20:08 |
No i zabawne jest to kwekanie "fachowcow", ze handel byl nieopłacalny, bo tylko towary zbytkowne kupowali Polacy. Czyli co? Posrednicy ponosili straty, tak? A glupia szlachta świadomie dawała sie okradac, tak?
To dzisiaj tez ta cała konsumpcja, to zbytek - samochody, ciuchy, żywnośc, elektronika użytkowa (sprzet AGD).
Nie dajmy sie zwariować.
No i przynajmniej profesor nie ukrywa, ze po Wiedniu 1683 handel zamarł. Tu ma dużego u mnie plusa za odwage, choc podobnie jak Pan, oczekiwalbym rozwiniecia tematu. No ale wtedy mogłaby sie posypac ta nasza cała hagiografia.
Mielismy wiec taki wybor: heretycki Gdański albo zydowsko-ormiańsko-islamski Lwów. Od tego "nieszczęscia" wybawili nas arcykatoliccy Habsburgowie i zabrali nam Lwów, a Gdańsk zgodzili się oddać Prusom.
|
zw @OjciecDyrektor 14 marca 2025 19:54 |
14 marca 2025 20:21 |
Profesor podaje tylko fakty, że Ormianie wywozili z Polski dziesiątki tysięcy srebrnych monet. Które umożliwiały Turkom podbijanie chrześcijańskich krajów i porywanie chrześcijan na rynek niewolników w Stambule. I Polska jako państwo miała z tego niewiele, bo cła były wydzierżawiane i bogacili się dzierżawcy ceł. To nie jest kwestia, gdzie handel miał iść, tylko całkowitego bezwładu państwa, którym do czasów Zygmunta III rządzili Turcy. Dostarczanie przez Turków "prawie wszystkiego" prowadziło do zapaści rodzimego rzemiosła i przemysłu. Francuzi i Holendrzy korzystali z wymiany z Turcją, bo wozili do Smyrny własne produkty przemysłowe. A my dostawaliśmy ochłapy za twardą walutę.
A z tą polskością Lwowa, to było różnie, bo do XVI wieku patrycjat lwowski był niemiecki, potem co prawda się spolonizował, ale pierwsze skrzypce w handlu grali Ormianie. W XVIII wieku szlachta tworząc we Lwowie i okolicy jurydyki wykończyła Ormian i w handlu zaczęli dominować Żydzi.
I proszę już nie mieszać do tego Habsburgów. Gdyby we Wiedniu panował Ludwik Święty, to problemy gospodarcze Rzeczypospolitej pozostałyby takie same.
|
zw @OjciecDyrektor 14 marca 2025 20:08 |
14 marca 2025 20:25 |
Pośrednicy gromadzili duże zyski, tylko rzadko to byli Polacy. Szlachta też się bogaciła, jeśli był dobry urodzaj i korzystne ceny. Tylko państwo było biedne. Dlatego niektórzy książęta w ogóle nie byli zainteresowani polskim tronem, bo Rzeczpospolita była piekłem królów.
![]() |
jan-niezbendny @OjciecDyrektor 14 marca 2025 19:54 |
14 marca 2025 20:58 |
Powszechnie jak powszechnie... Dokładny cytat brzmi: "Poles named it the mare Leoninum, the Sea of Lwów, even though that landlocked commercial city lay hundreds of kilometers to the northwest, in Polish Galicia". Zdanie to opatrzone jest odsyłaczem do książki rumuńskiego autora, Gheorghe Braătianu, La mer Noire: Des origines à la conquête ottomane, Monachium 1969. A co pisze Braătianu? "Na przykład pewien polski kronikarz z XV wieku nazwał Morze Czarne Mare Leoninum, czyli Morzem Lwowskim, ponieważ polskie miasto prowadziło handel, który grawitował w kierunku obszaru pontyjskiego". I do tego przypis: "Chodzi oczywiście o Jana Dlugosza, który oprócz Pontus Euxinus i Mare Nigrum używa również nazwy Mare Leoninum. Por. Joannis Dlugossii Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae, Liber I et II... etc.".
No to zacytujmy jeszcze rzeczonego Długosza: "Od wschodu nie było żadnego sąsiedztwa innego prócz Greków i morza Czarnego (Lwiego, mare Leoninum), do których trzeba było iść przez lasy i puszcze, przestrzeń więcej niż dwieście mil wynoszącą".
Niewątpliwie więc Długosz zna tę nazwę i jeden raz ją wymienia, w kontekście zresztą dalekim od handlu zbożem, ale czy realnie była ona w użyciu? Do tego aż powszechnym? Znamy jakieś inne przykłady?
Niezależnie od tego książka Kinga jest ciekawa i warta polecenia. A Lwów - miasto bardzo ważne. Pozdrawiam Ojca serdecznie.
![]() |
OjciecDyrektor @zw 14 marca 2025 20:21 |
14 marca 2025 20:59 |
No ale słyszał Pan pogadankę Coryllusa, jak to już za czasów Z6gmuntq Starego Habbsburgowie wynajmowali łotrów, krórych zadaniem było kraść bydło i konie Tatarom, i przez to wytwarzać stałe kinflikty na libii Polska-Turcja?
Czy Ludwik Święty też by takie doś uskuteczniał swoim sąsiadom?
Co wywozu srebrnych monet, to wywozili je wszyscy - w tym "chrześcijanie" Holendrzy, którzy handlowali w Gdańsky. I za te minety kupowali carowi armie, które miały nam zabrać Ukrainę, aby nam za dobrze nie było.
Powtarzam pytanie: z kim mielibyśmy handlować w XVI-XVIIw? I jakie to miasto byłoby najodpowiedniejsze dla naszych interesów? Poznań? A może czeska Praga?
![]() |
OjciecDyrektor @zw 14 marca 2025 20:25 |
14 marca 2025 21:05 |
Bo inni książeta chcieliby władzy absolutnej...:). A nie dlatego, że państwo było biedne. Z urzędów wyciągało się też niezły grosz. Proszę już nie przesadzać z tym "wyzyskiem" w Polscdle, bo po co robić konkurencję Janickiemu?
|
zw @OjciecDyrektor 14 marca 2025 20:59 |
14 marca 2025 21:23 |
Ale to nie Habsburgowie organizowali wyprawy po jasyr na Polskę tylko tureccy kupcy. Był to zorganizowany proceder, a prowokacje habsburskie to tylko margines problemu. Zygmunt Stary nie panował w ogóle nad bezpieczeństwem w swoim państwie i dlatego tego typu prowokacje mógł robić każdy. Kupcy z Turcji byli nawet na terenie Rzeczypospolitej mordowani podczas "złotego wieku Jagiellonów".
Wszyscy wywozili monety, bo Rzeczpospolita nie miała konkurencyjnych produktów, tylko zboże i inne produkty rolne. A handel z Turcją był szczególnie niekorzystny, bo Turcja nie była zainteresowana polskimi produktami rolnymi.
Problem nie był - z kim handlować, tylko, jak zacząć wytwarzać na terenie Rzeczypospolitej konkurencyjne produkty. Zwiększenie dochodów z ceł bardzo by tu pomogło. Udostępnienie polskiego rynku "za darmo" Turkom, było poważnym błędem Jagiellonów. Ale czy któryś z nich mógłby się w ogóle postawić sułtanowi tak jak Zygmunt III?
|
zw @OjciecDyrektor 14 marca 2025 21:05 |
14 marca 2025 21:24 |
To bogate państwo w obliczu zagrożenia i idących na kraj kilkudziesięciotysięcznych armii miało często pod bronią jakieś 3-4 tysiące ludzi. A o wyzysku nie pisałem.
![]() |
OjciecDyrektor @zw 14 marca 2025 21:23 |
14 marca 2025 22:02 |
Bo te wyprawy po jasyr to był odwet za te prowokacje, organizowane przez habsburskich agentów. W rym samym czasie Habsburgowie w katilickiej Francji ryli pod królami francuskimi i wspierali heretycką opozycję. To była ich METODA postępowania z każdym sąsiadem, niezależnie od tego, jakiego był wyznania. Zygmunt III Waza być miże nie miał wyjścia i musiał wspiera ć Habsburgów, bo być może gdtby ich nie wspierał, to Polska byłaby otoczona z trzech stron przez popleczników Francji i Turcji. I być może obawiał się tej monopolizacji. Nie otruto go, co świadczy,,że chyba wybrał właściwą,na dany moment, taktykę
![]() |
OjciecDyrektor @zw 14 marca 2025 21:24 |
14 marca 2025 22:03 |
To nie była kwestia biedy, ale działalnosci agentów obcych dworów. Państwo było bogate.
![]() |
OjciecDyrektor @zw 14 marca 2025 21:23 |
14 marca 2025 22:11 |
No i proszę pamiętać o handlu wołami. Zygmunt III Waza używał czasem wobec Habsburgów groźby wstrzymania handlu wołami. Rodzi się więc pytanie, czy to nie świadczy o braku lojalności Habsburgów wobec swojego sprzymierzeńca?
Proszę też pamiętać, że cała Ruś Halicka żyła też, czerpała spore dochody z handlu solą. I ten handel zarżnął w pierwszej kolejności habsburski zaborca, likwidując solanki. Już na 200 lat przed pierwszym rozbiorem szlachta tego regionu nie chciała Habsburga na króla i odtadzała przymierze z nim. Słuszne były ich obawy, że to podstępna dynastia, s antażująca emocjonalnie otoczenie swoim arcykatolicyzmem.
|
zw @OjciecDyrektor 14 marca 2025 22:02 |
14 marca 2025 22:33 |
Tatarzy wyprawy po jasyr na Polskę organizowali od XIII wieku. W XV-XVI wieku Turcy potrzebowali bardzo dużo niewolników do swoich galer. Zwycięzcy spod Lepanto uwolnili 15 tysięcy tureckich galerników, drugie tyle zapewne utonęło razem z galerami. Po Lepanto flocie tureckiej zostało jakieś 6 tysięcy galerników. A przecież byli jeszcze niewolnicy używani przez Turków w gospodarce, służba domowa, kobiety porywane do haremów. Czy można się dziwić, że w 1574, rok po Lepanto Tatarzy perekopscy dotarli pod Kraków? Ich naprawdę nie trzeba było do tego prowokować.
Porta w 1502 roku przejęła na rzecz skarbu państwa opłaty od jasyru w portach Białogrodu, Kilii i Kaffy. Niewolników z terenu Rzeczypospolitej w Stambule od Żydów kupowali przedsiębiorcy z Algieru, Tunisu i Egiptu. Był popyt, to była też podaż. Żaden bohaterski zagończyk nie mógł zapobiec porywaniu jasyru. To były tylko półśrodki, a w Polsce starano się nie pamiętać, że mężczyźni polscy tonęli na Morzu Śródziemnym razem z tureckimi galerami, a kobiety sprzedawano do haremów.
Zygmunt III nie został otruty, ale był zamach Piekarskiego, był pożar Wawelu...
|
zw @OjciecDyrektor 14 marca 2025 22:03 |
14 marca 2025 22:34 |
Co z tego bogactwa jeśli każdy najeźdźca miał przewagę liczebną...
|
zw @OjciecDyrektor 14 marca 2025 22:11 |
14 marca 2025 22:56 |
O wołach była mowa w notce. To też był import z Wołoszczyzny. Sól to też nie jest produkt, który dawałby Rzeczypospolitej jakieś korzyści w handlu tureckim, bo szedł na zachód i północ.
|
zw @OjciecDyrektor 14 marca 2025 22:11 |
14 marca 2025 22:56 |
O wołach była mowa w notce. To też był import z Wołoszczyzny. Sól to też nie jest produkt, który dawałby Rzeczypospolitej jakieś korzyści w handlu tureckim, bo szedł na zachód i północ.
![]() |
szarakomorka @OjciecDyrektor 14 marca 2025 20:59 |
15 marca 2025 09:13 |
"Powtarzam pytanie: z kim mielibyśmy handlować w XVI-XVIIw? "
Do tego należy zadać pytanie : kto z kim handlował (czerpał zyski z handlu)?
Dlatego "z kim mielibyśmy handlować" jest mało precyzyjne.
|
zw @szarakomorka 15 marca 2025 09:13 |
15 marca 2025 10:57 |
Z handlu Zachodu z Turcją zyski czerpał Zachód. W 1687 r. dla Francji stosunek wartości pieniężnej eksportu do importu w handlu stambulskim wynosił 3:1, dla Holandii 3,7:1. W przypadku Rzeczypospolitej było odwrotnie. I to nie jest wymysł współczesnych ekspertów. Zauważała to w XVIII w. polska szlachta. Szkoda, że nie dostrzegała tego wcześniej. Lepszym partnerem handlowym od Turcji był każdy, kto był zainteresowany polskimi produktami rolnymi. I każdy, kogo nie interesowali polscy niewolnicy.
![]() |
szarakomorka @zw 15 marca 2025 10:57 |
15 marca 2025 11:19 |
Tak też to się w mojej "głowie" układa ale dlaczego nie chce tego dostrzec OjciecDyrektor?
Handel był w rękach pośrednikow - ale nie polskich.
Teraz też pierwszą rzeczą którą Zachód zrobił po 1989 roku było opanowanie handlu w Polsce swoimi marketami. Następnym krokiem było przejęcie przemysłu przetwórczego.
Teraz wpisują sobie na etykiecie "produkt polski" i gra muzyka , "ciesz/śmiej się pajacu" , hłe,hłe :-)) :-(((
|
zw @szarakomorka 15 marca 2025 11:19 |
15 marca 2025 11:48 |
A jakie pranie mózgu nam robili po 1989 roku... Że kapitał nie ma narodowości, że trzeba koniecznie wszystko prywatyzować, że nasze zakłady są nic nie warte i inwestor robi nam wielką łaskę, że je kupuje za bezcen... I tak dalej...
![]() |
Magazynier @zw |
15 marca 2025 15:50 |
"Handel wschodni był dla Polski i Litwy niekorzystny, z ogromną przewagą importu nad eksportem. "
Peyton potwierdza od nieco innej strony: "
Polacy muszą zubożeć z racji nierównowagi w ich państwie spowodowanej towarami obcymi, albowiem wypuszczają oni swoje naturalne towary i surowce, polegając na swoim rolnictwie, i kupują towary wytwarzane za wysoką cenę w wielkich ilościach. Tak więc, o ile cały handel stoi na naturalnych i wytwarzanych towarach, o tyle wytwarzających są dwa rodzaje: chłopi i rzemieślnicy, z których pierwszy w Polsce nie przynosi niemal żadnej korzyści krajowi, ale całkowicie jest ogałacany przez obcych, którzy w zamian otrzymują nadwyżkę1, to znaczy owoce uprawy ziemi, takie jak zboże, konopie, len, metale2, sól, bydło, wełna, miód, wosk, drewno, smoła. (POLACY UMÓWILI SIĘ Z KRÓLEM, BY SPROWADZIŁ RZEMIEŚLNIKÓW) By temu zaradzić, Polacy umówili się z Henrykiem Francuskim, by przyprowadził ze sobą do Polski sto rodzin rzemieślników, którzy byliby wielką pomocą dla państwa i szlachty, gdyż mydło, tkaniny, płótno, liny i inne towary winny przynieść korzyść królestwu znacznie bardziej niż surowa materia węgla drzewnego, wełny, konopi, lnu, drewna etc., które w towarach wracają do (F. 85 v) królestwa po cenach wysokich w porównaniu z ceną ich eksportu, co widzimy w lnie transportowanym z Rygi w dużych ilościach, powracających w lnianych ubraniach drogo wycenionych.
(POLACY TWORZĄ SPOSOBY WZBOGACENIA SIĘ) Polacy mają dobre sposoby wzbogacenia swojego kraju jak jakikolwiek inny naród i są one następujące: obfitość żywności, jak na przykład woły prowadzone do Niemiec, na Węgry i do Włoch; zboże, w które zaopatrują zarówno sąsiadów, jak i dalekie prowincje, i sól, zarówno mineralna, jak i z jezior, wywożona na terytoria Cesarstwa, jak również materia dla budowy statków, w którą zaopatrują zachodnie kraje. (MIESZCZANIE MAJĄ BYĆ CHRONIENI I UPRZYWILEJOWANI) Sprawą wielkiej wagi3, bardziej nawet niż brak rzemieślników z Niemczech, Holandii czy innych krajów, jest reforma ich nieuporządkowanego państwa przez zduszenie rozpasania szlachty i zabezpieczenie plebejuszy, którym winni nadać przywileje właściwe dla tego rodzaju życia, (KUPCY I RZEMIEŚLNICY WZBOGACAJĄ PAŃSTWO) gdyż jest najpewniejszą regułą, że żadne państwo nie może być zamożne, jeśli kupcy i rzemieślnicy są krzywdzeni i deptani, którzy są jak larwy jedwabnika, na których całe państwo zasadza swoje bogactwo przez narzuty i podatki etc., i do których książęta uciekają się jak do skarbca publicznego w swoich nagłych potrzebach, (ROLNICY ŻYWIĄ PAŃSTWO) zaś rolnicy z drugiej strony są jakby mrówkami, które znoszą plony potrzebne do życia, które, jako pracujące dla wspólnego dobra i konieczności, (SZLACHTA BRONI) winny być bronione przez szlachtę, obrońców państwa.
(EKSPORT NIEKTÓRYCH TOWARÓW WINIEN BYĆ ZABRONIONY) Innymi środkami są zakaz eksportu towarów, niekorzystnego dla państwa, (PRAWA WYDATKOWE) wprowadzenie praw wydatkowych (ponieważ ich wspaniałe towary są sprzedawane po zbyt wysokich cenach, co służy większemu przepychowi, rozpasaniu i luksusowi raczej niż pożytkowi i potrzebie), (HANDEL NA DNIEPRZE) możliwości dostępu do Morza Sarmackiego i kontrola Dniepru lub przynajmniej wolny handel na Dnieprze, (POŁĄCZENIE GO Z DŹWINĄ) który winien być połączony z Dźwiną (z handlem na Dźwinie – wtręt tłumacza). (WYWÓZ PIENIĘDZY POWSZECHNY W POLSCE) Przeciw eksportowi monety są czynione prawa, ale są też omijane, gdyż wielkie zyski sprawiają, iż kupcy znajdują sposoby na potajemne wywożenie, co nie jest trudnym w kraju, którego granice są otwarte. W tym celu Polacy, by zachować to, co ich własne i (F 86 r) czerpać korzyści od innych narodów, błędnie rozpoznając grunt, którym jest handel, często podnosili wartość węgierskiego dukata za pomocą statutów (tego, który ku ich szkodzie podnosił cenę obcych towarów), na przykład Anno 1496 jego wartość była podniesiona do 15 batów, w czasach Kazimierza wielkiego warte tylko 7 lub 8. Oraz Anno 1505 do 16. Anno 1551 wart był 26 batów czyli 2 kreuzery4, zaś teraz 29.
(ŚRODKI ZARADCZE OSŁABIONE) Lecz to również jest osłabiane trzema sposobami. (GROMADZENIE PIENIĄDZA NIE HAMUJE EKSPORTU Z TRZECH POWODÓW) Po pierwsze, ich sąsiedzi w tym samym czasie doskonalą swoje (sposoby handlowania – wtręt tłumacza). Po drugie, z powodu wyżej wymienionych defektów polskie towary nie dają żadnych pieniędzy, ale przechodzą w barter w zamian za towary obce. Po trzecie, największa część możnych szlachciców, podróżując do obcych krajów i wydając wiele na życie, wiezie ze sobą swoje prowizje i są im dostarczane duże ilości produktów5 z braku wystarczającej wymiany i korespondencji.
(KOPALNIE) Fundamenty polskiej mennicy są w tych oto kopalniach: Olkusz, cztery mile niemieckie od Krakowa, Sławków, Chrzanów i Nowagóra, lub Nowomoncze6, (METALE) dające ołów i srebro, które mają również w sobie trochę złota. Bliżej Węgier jest dobry zasób miedzi, zwłaszcza pod Lwowem7 i Przemyślem, ale nie wydobywanej na dużą skalę.
(POŚREDNIE SPOSOSY NA WZBOGACENIE POLSKI) Innych bezpośrednich środków niż te Polacy nie mają, nie używając chytrości tak jak inne państwa, które mając w swoim kraju wielkie składy dobrej monety z obcych krajów pozyskanej z handlu lub od obcokrajowców nawiedzających ich kraj, zakazują tego (używania tych monet – wtręt tłumacza) edyktami, i nakazując, by były one dowożone do ich mennicy po cenie znacznie niższej od ich wartości, poszukując na wszystkich przejściach takich monet i zapobiegając wywożenia ich. Te same biją ponownie, ale z większa domieszką8 i puszczają w obieg z tą samą wartością, co poprzednio9. Jest to powtarzane odpowiednio do ilości obcej monety dla większego wzbogacenia tego państwa i ze szkodą dla wszystkich innych, którzy podtrzymują prawdziwą wartość i sprawiedliwe proporcje metali szlachetnych. Czynią to dla wzmocnienia10 swego handlu i sekretów ich banków chytrze zarządzanych i kontrolowanych jak (F. 86 v) ocean ponad światem za pomocą korespondencji, która ściąga obcokrajowców i obcą monetę do siebie, ku wielkiej szkodzie wszystkich państw niezrównoważonych.
(PRAWA MENNICZE) Bicie monet należy tylko do króla w Polsce, zaś na Litwie do księcia i wolnych miast w Prusiech. Król nie może dodać większej domieszki11 niż zwykłej bez zgody senatu. Zaś w 1534 roku sejm uchwalił, że ponieważ moneta została sfałszowana, wszystkie powinny przez jakiś czas zostać w ich mennicach, na co król się zgodził.
1. W tym miejscu oryginalne zdanie jest niejasne. Być może jest to pomyłka Peytona lub redaktorów wydania rzymskiego. Na końcu tego zdania podrzędnego pojawia się słowo „the other” – inny, drugi – („the one in Polonia bringes allmost no benefitt to the lande, but wholy is reaped by strangers, which in countercharge receyve the surplusage of the other”), które w zasadzie nie wiadomo czy odnieść do chłopów, czy do drugiej kategorii, czyli rzemieślników, czy ogólnie do Polski jako sprzedawcy tych dóbr, czy do jakiegoś znaczenia użytego w poprzednich zdaniach.
2. W oryginale: „mettalls”. Wydobycie rud metali, podobnie jak wydobywanie soli, sprowadza się do wykorzystania zasobów ziemi. Pojawiające się w tym zdaniu pojęcie uprawa ziemi, „husbandry”, najwyraźniej w pojęciu XVI-wiecznym jest czymś znacznie szerszym niż dzisiejsze rozumienie uprawy ziemi tylko jako rolnictwa.
3. W tekście oryginalnym następuje tu długie i złożone zdanie o iście barokowej składni, którego pierwsza część jest wyjątkowo zawikłana, tak jakby Peyton zbytnio śpieszył się: „Matter for workes of importance not lykely to wante Artisans of Germany, Netherland and other places, yf they woulde reforme theire disordered state, by repressing the insolency of the gentry”. Jest to albo hiperboliczny skrót myślowy autora, albo jego błąd, gdyż po frazie „matter for workes of importance” (dosłownie: „materia/surowiec dla dzieł mających znaczenie”), według kanonów angielskich, również XVI-wiecznych, powinno pojawić się orzeczenie. Podobnie trudna do interpretacji jest domniemana grupa orzeczenia „not lykely to wante Artisans of Germany ...”, co może znaczyć: „nie tak jak brak rzemieślników z Niemczech”. Kolejne zdanie podrzędne („yf they woulde reforme theire disordered state ...”) jest trudne do połączenia z poprzednimi frazami, tworzącymi właściwie równoważnik zdania. Brakuje tu jakiegoś zdania pośredniego. Dlatego tłumacz pozwolił sobie na daleko idącą niedosłowność w tłumaczeniu tego fragmentu."
4. W oryginale: „26 ba.-2 kreutzers”.
5. W oryginale: „and are supplied with huge sommes in specie”, co dosłownie znaczy: „i są im dostarczane wielkie sumy w naturze”.
6. W oryginale: „Newmarcke”. Ale zamienną nazwą do Nowej Góry jest spolonizowana wersja łacińskiej nazwy Novo Monte, czyli Nowomoncze, podawane przez Jana Długosza w Liber Beneficiorum dioecesis Cracoviensis (red. Aleksander Przezdziecki, Tom II, Kraków 1864, s. 202).
7. W oryginale: „Lemburg”, niemiecka nazwa Lwowa.
8. W oryginale: „with a greater allay”, dosłownie „z większym osłabieniem”. Ale od słowa „allay” pochodzi słowo „alloy”, stop.
9. W oryginale: „and make it currant as high as before”.
10. W oryginale: „uppon presumption and assurance”, gdzie pierwsza fraza we współczesnej angielszczyźnie znaczy „przy założeniu”, drugie słowo oznacza „zapewnienie”.
11. W oryginale: „allay”, osłabienie. Jednak słówko to prowadzi wprost do słowa „alloy”, stop.
|
zw @Magazynier 15 marca 2025 15:50 |
15 marca 2025 16:14 |
Dziękuję za to uzupełnienie. Czyli takie początki myśli merkantylistycznej były też obecne u Peytona. Ciekawe, czy w tamtych czasach był w Polsce ktoś, kto myślał podobnie jak Peyton. A nie tylko w duchu sentencji: "Turka na się oburzyć a pożytek stracić, szalona by to rada."
Przy okazji, przeczytałem książkę o jurysprudencji w jeden wieczór. Bardzo ciekawa.
![]() |
Magazynier @zw 15 marca 2025 16:14 |
16 marca 2025 14:08 |
Cieszę się. Będę mógł teraz ją reklamować jako telgraficzną syntezę politycznych rzekomo prawnych uzurpacji ze strony władzy świeckiej.
Raport Peytona był w zasadzie podyktowany przez Jana Saryusza Zamoyskiego. Przynajmniej duże fragmenty. Zamoyski na pewno myślał merkantylnie o Wenecji, Porcie i Anglii. Próbował znaleźć zyski wciskając się między nich. Ale zakiwał się. Habsburgi go nie lubiły. I głupio szkodził Zygmuntowi, w sumie własnym interesom. Bo na elekcję nie miał szans. Dowiedział sie o tym przy elekcji 1587, ale nie chciał się z tym pogodzić, że Zygmunt bardziej się nadaje na króla.
|
zw @Magazynier 16 marca 2025 14:08 |
16 marca 2025 14:56 |
Rzeczywiście, Zamoyski pod koniec życia wygłosił w sejmie wystąpienie w duchu merkantylnym. Szkoda, że nie zrobił więcej w tej sprawie, zamiast kiwać się z mocniejszymi. Ciekawe, czy pomysł ze sprowadzeniem rzemieślników francuskich za Henryka Walezego też był pomysłem Zamoyskiego...